Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (2016)

 

Pokaż mi swój telefon, a powiem ci kim jesteś

Komora maszyny losującej jest pusta. Następuje zwolnienie blokady. Rozpoczynamy losowanie dowolnej liczby filmów ze 100 szeroko uznanych za „dobre”, bądź „bardzo dobre”. I na 99% zwycięzcami będą same produkcje rodem z Hollywood. Ale… zostaje jednak ten magiczny 1% szans, że wśród całego tornada pozycji prosto z „Fabryki Marzeń”, wyłamie się i przebije obraz, który ze Stanami nie ma nic wspólnego. I tutaj kierujemy nasz wzrok w stronę Europy, a konkretnie słonecznej Italii.

„Dobrze się klamie w miłym towarzystwie” – film o którym można by pisać długo i dużo, jak i zarazem podsumować ledwo w kilkunastu zdaniach. Film z założenia prosty, z prostą historią, z niskim budżetem, bez wielkich aktorskich nazwisk, a jednak zawierający w sobie wszystko, czego potrzebuje wymagający widz. Panowie z Hollywood – można? MOŻNA. I wiedzieli o tym również włoscy scenarzyści. Stworzyli historię, postacie i realia dobrze każdemu znane. Kto z nas nie ma bliskich i przyjaciół? Nie spotyka się z nimi regularnie? Nie myśli, że niemal wszystko o nich wie… Wreszcie kto z nas nie ma… sekretów?

3 małżeństwa i jeden singiel – 7 ludzi w średnim wieku, którzy spotykają się na wspólnej kolacji w mieszkaniu jednej z par. Znają się od lat. Zachowują się wobec siebie swobodnie. Rozmawiają niemal o wszystkim, bez skrępowania, bez tematów tabu. Dużo żartują. Kolacja jakich mieli wspólnie pewnie wiele. Z domowym jedzeniem, winem i… i tym razem jedną zmianą. Dodatkową atrakcją: grą – wyzwaniem. Wszyscy wyciągają swoje telefony na stół, które od tej pory stają się otwartą księgą dla zebranych. Otrzymany sms/mail – odczytywany na głos. Połączenie przychodzące – rozmowa toczona na głośniku. Zero prywatności, pełne obnażenie. Uczestnicy spotkania bez wyjątku zgadzają się na udział i warunki gry. Ale czy wszyscy tego tak na prawdę chcą? Mówimy o ludziach sobie bliskich, najbliższych. Przyjaciołach, małżeństwach. O Relacjach, w których teoretycznie każdy każdego zna na wylot… No właśnie – teoretycznie.

Główną siłą tego filmu jest jego autentyczność. Jest to cholernie prawdziwa historia, która na dobrą sprawę mogłaby się zdarzyć każdemu z nas. Genialny wręcz w swej prostocie pomysł na scenariusz. Od samego początku czujemy, że coś z tej całej akcji musi wyniknąć. Że przecież nie wszyscy są krystaliczni. Że zgadzają się na udział w tej grze tylko dlatego, że odmowa byłaby równoznaczna z przyznaniem sie do winy: tak, mam coś do ukrycia. Mniejsze, bądź większe ale jednak wciąż sekrety, tajemnice. Rzeczy, którymi z różnych powodów człowiek nie chce się dzielić z innymi, a zwłaszcza z najbliższymi. Dlaczego? Powodów może być wiele… strach, wstyd, bagatelizowanie sprawy czy może wręcz złudne poczucie, że w ten sposób kogoś chronimy… I to wszystko właśnie jest w tym filmie. 7 różnych postaci, każda inna, każda ze swoją historią. Pełen przekrój osobowości i sytuacji życiowych. Ciężko sobie wyobrazić widza, który nie znalazłbym na ekranie odzwierciedlania swojej własnej przeżytej (bądź wciąż przeżywanej) historii/sytuacji/doświadczenia. Takie to wręcz przerażająco prawdziwe…

I to chyba największa pochwała dla twórców – reżysera, scenarzystów i aktorów, że stworzyli taki obraz, że bez trudno można w niego uwierzyć. Nawet nie będę próbował udawać, że cokolwiek więcej wiem o tych wszystkich ludziach. Aktorów pierwszy raz w życiu widziałem na oczy. Łącznie z naszym rodzynkiem w tym filmie – Kasią Smutniak, której praktycznie nie kojarzyłem z żadnej innej produkcji. Widać, że dziewczyny od dawna nie ma w kraju, bo włoskim posługuje się perfekcyjnie. Cała reszta, począwszy od reżysera po pomocnika sprzątaczki planu to dla mnie totalne anonimy. I… i to totalnie nie ma znaczenia. Dobry film zawsze się obroni. Aktorzy zagrali zwykłych „ludzkich ludzi” i zagrali ich świetnie. Reżyser zgrabnie ich poprowadził a wspierał go solidny, błyskotliwy scenariusz. Kolejna mocna strona filmu – dialogi. Płynne, dobrze przemyślane i przeplatane humorem w odpowiednich chwilach i ilości. Humorem sytuacyjnym, ironicznym i autoironicznym – więc takim, z którym każdy z nas ma na co dzień najwięcej do czynienia. Wspominałem już, że dzięki temu film jest jeszcze bardziej „prawdziwy”? Pewnie dopiero z 30 raz…

Pisanie cokolwiek więcej o fabule, czy samych bohaterach grozi już ocieraniem się o spojlery. Nie mam serca robić tego tym, którzy jeszcze tego filmu nie widzieli :p Poznawanie tych postaci i ich osobowości dla wielu będzie główną atrakcją. Inni może dostrzegą na koniec pytania, które ta opowieść stawia. Czemu ludzie tak postępują? Czemu właśnie tacy jesteśmy? Czemu czasem bez sensu ryzykujemy narażając rzeczy, na których nam zależy… Skąd w nas te słabości… Wreszcie dlaczego zawsze najwygodniej jest udawać, że wszystko jednak jest ok?

Film Paolo Genovese ogląda się z poczuciem, że „no tak, tak to przecież w życiu serio jest/może być”. Stawiam złotówki przeciw orzechom, że całkowity budżet produkcji był ledwo niewielkim procentem tego, na co standardowo mogą liczyć filmy USA. No i same potrzeby pewnie też nie były wielkie. Choćby lokalizacje w praktyce ograniczają się głównie do jednego mieszkania (na myśl od razu przychodzi mi „12 Gniewnych Ludzi”). Za to scenariusz i pomysł warte są każdego petrodolara. No i te liczne niewygodne pytania, które widz przez ten film zadaje sam sobie… o ile oczywiście będzie chciał te pytania dostrzec. 😉

Nie ma się dłużej nad czym rozwodzić. Mocne, naprawdę bardzo mocne:

– [8/10] film Bardzo Dobry

Obejrzyjcie koniecznie.

 

PS. Miałem tę recenzję w 90% przygotowaną prawie od 2 miesięcy, ale jednak ciągle brakowało czasu by ją skończyć… Mam nadzieję, że więcej nie przydarzy mi się już taka długa przerwa w pisaniu tutaj.

 

Liczba komentarzy dla wpisu “Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie (2016)”: 6

  1. Trzeba przyznać że film faktycznie jest wielką niespodzianką. Po przyzwyczajeniu się przez pierwsze dziesięć minut do wszelkiego co „italiani” ogląda się bardzo przyjemnie. Dlatego też wylądował wśród moich ulubieńców:)

  2. Gdy usłyszałem, że to włoski film o włoskich przyjaciołach, że jakaś tam zabawa i że [uwaga spoiler] jest też gej [koniec spoilera] dłuuuugo się przed nim wzbraniałem. Uważałem, że będzie nudny jak tagiatele z serem, banalny jak spagetti i zamuli umysł jak pełnoglutenowa pizza alergikowi.
    Jakże miło było się rozczarować! Ubawić po paszki. Wyciągać muchy z gęby rozwartej z zaskoczenia.
    A później się przerazić- bo przecież, to może być o każdym z nas…

  3. To zdecydowanie najlepszy film, spośród Twoich twórczych kontemplacji. Gdybym wcześniej nie widziała, zapewne miałbyś udział w mojej decyzji o wybraniu się do kina. Nawiązując do, to całkiem ciekawe, że w jednym miejscu spotkały się osoby z tyloma tajemnicami. Myślę, że polskie towarzystwo jest jednak po tym kątem mniej atrakcyjne. Choć może to i dobrze / Choć może się mylę.

  4. Taka dobra recenzja a tylko 8 gwiazdek? 😉 Film oglądałem z zapartym tchem, czekając kto odwali coś bardziej krępującego…

Odpowiedz na „honiczynaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.