MovieMan podbija Londyn

Jest wiele „filmowych” miast na świecie. Co drugą komedię romantyczną najchętniej kręcono by w Paryżu albo Rzymie. Szukając słonecznych krajobrazów producenci kierują wzrok ku Hiszpanii (Barcelona, Madryt) lub greckim wyspom. Hollywoodzkie kino to oczywiście przede wszystkim lokacje Nowego Yorku i Los Angeles. I można by tak jeszcze długo…

Dodatkowym plusem tych wszystkich miast, poza „kinowymi aspektami”, jest ich duża wartość typowo turystyczna. Są miejsca i zabytki, które warto zobaczyć przynajmniej raz w życiu. Jednym z najwartościowszych punktów na mapie, pod względem turystyczno – kinowym w Europie, jest bez wątpienia Londyn. Wrocławska delegacja movieman.pl miała okazję spędzić tam kilka dni, co zostało udokumentowane poniżej. 😉

 

Filmowym Szlakiem

No to zacznijmy może od tego, co jest solą tej strony. Anglia, jako jeden z nielicznych krajów Europy, od czasu do czasu stara się dotrzymywać kroku Hollywood i jak na nasz kontynent, ma na prawdę mocną gałąź rozrywki w postaci kinematografii. Jej siła tkwi przede wszystkim w pewnych symbolach, czy wręcz ikonach popkultury, co przekłada się na liczne serie i franczyzy. Największą z nich, a zarazem jednym z największych fenomenów kulturowych ostatnich lat, jest oczywiści Harry Potter. Seria książek J.K. Rowling doczekała się 8 ekranizacji kinowych. Anglicy postanowili skrzętnie skorzystać z tego fenomenu i na dworcu Kings Cross przygotowali dla turystów kultową Platformę 9 3/4. Niestety nie znajduję się ona na samych peronach, tylko na ścianie przed wejściem. Zapewne chciano uniknąć tłumów blokujących owe perony. Oficjalna fotka przy magicznie przenikającym przez ścianę wózku jest płatna. Co oczywiście nie odstrasza setek turystów od stania w długiej kolejce po tę przyjemność.
  

Tuż obok znajduję się sklep z „magicznymi” pamiątkami, gdzie (o dziwo ;p) chętnych do wejścia jest równie wielu i swoje też trzeba odczekać przed wejściem.
 

Idąc dalej, jako zwykli mugole możemy wejść na rozpięty nad Tamizą Most Millenijny, który filmowo został zniszczony przez śmierciożerców w „Księciu Półkrwi”.
 

Niedaleko rzeki znajduje się też Leadenhall Market – jedna z dwóch lokalizacji w Londynie, które posłużyły do przedstawienia… Ulicy Pokątnej 😉

Do Australia House, który to „odegrał” (głównie jego wnętrze) Bank Gringotta nie udało się dotrzeć. Tak samo jak do samego muzeum Harrego, mieszczącego się godzinkę pod Londynem w studio Warner Bros – może następnym razem.

Od młodego czarodzieja dłuższy staż w ludzkiej świadomości ma bez wątpienia najgenialniejszy detektyw w dziejach tej płaskiej planety. Na pomnik Sherlocka Holmesa trafimy tuż przy samym metrze na Baker Street, a kawałek dalej znajduje się jego muzeum, pod legendarnym adresem Baker Srteet 221B.

Trzecim gorącym, kinowym nazwiskiem Londynu, po Potterze i Holmesie, jest nijaki Agent w służbie jej Królewskiej Mości. James Bond podróżował w swych filmach po całym świecie. Niemniej jego kolebką jest oczywiście Londyn. Stara siedziba MI6 (zniszczona w „Skyfall”), pracodawcy Bonda, mieści się przy Moście Vauxhall, a finałowa scena ze „Spectre” miała miejsce na Moście Westminster.
   

„Notting Hill” – film upodobany zwłaszcza przez płeć piękną, doczekał się pewnych charakterystycznych drzwi niedaleko Portobello… no i Hugh Granta 😉

Dodatkowo, nie wiem czy wiedzieliście, ale porządku na ulicach królestwa strzegą szturmowcy 😛

A placu Trafalgar Square nawet sam Yoda w obstawie dwóch Pikachu.

Przy Tamizie zaś można wziąć autograf od całkiem żywego Charliego Chaplina, bądź odwiedzić Shrek’s Adventure, gdzie na wejściu przywita nas najlepszy kumpel zielonego ogra.

Na prawdę sporo tego kina a ulicach Londynu. 😉

 

Punkty Obowiązkowe

Jak wspomniałem na wstępie, Londyn to nie tylko kinowe motywy, ale także (a chyba wręcz przede wszystkim) liczne kultowe miejsca i zabytki. Kilka tych najbardziej rozpoznawalnych mieści się tuż przy rzece. I tak spacerując wzdłuż Tamizy, trafimy na Tower Bridge, London Eye czy budynek Parlamentu z Big Benem (tym budowlom akurat chyba było zimno, bo szczelnie je okryli).
  

Nieco dalej od rzeki jest Opactwo Westminsterskie, a idąc jeszcze dalej parkiem, trafimy pod Buckingham Palace (raz nawet byliśmy świadkami zmiany warty).

Bardziej w centrum mieszczą się kolejne symbole Londynu – Katedra św. Pawła, Katedra Westminsterska i wspomniany już Trafalgar Square.

Kultowe muzeum figur woskowych Madame Tussauds jest tuż obok Sherlock’owego Baker Street, oczywiście z miliardem ludzi przed wejściem. Sporo turystów kręci się po klimatycznym kompleksie Kensington Gardens, oraz Piccadilly Circus – placu z olbrzymimi, reklamowymi telebimami.
   

 

Match Day

Punktem kulminacyjnym wyjazdu był mecz Premier League pomiędzy Arsenalem a Brighton. Dwa lata temu Bart był ze mną na Dortmundzie, więc przyszedł czas na rewanż i mecz jego Kanonierów. 😉 Przed zawodami wiadomo, trzeba zatankować paliwo, a stacją okazał się bar niedaleko London Bridge. Stamtąd ruszyliśmy metrem pod stadion, gdzie już na wstępie atakują stragany z klubowymi gadżetami i pamiątkami.

Kawałek dalej, już przy samym stadionie, znajdują się posągi klubowych legend Arsenalu: Ton’ego Adamsa, Dennisa Berkampa i oczywiście przede wszystkim Thiere’ego Henry’ego.

Na sam stadion ciężko wejść bez posiadania karty kibica, więc nasz dostawca biletów załatwił i takowe. I w ten sposób tego dnia byłem dumnym nosicielem imienia Sony (jak w „Ojcu Chrzestnym” – wiadomo), a Bartek i Ewelina zmienili się w gejowski duet Keiron & Pat.

Sam mecz niestety rozczarował i Arsenal tylko zremisował 1-1. Dodatkowo, sorry Bart, ale atmosfera i piknikowy klimat na trybunach:

dalekie są od tego, co się działo na Dortmundzie. 😉

Niemniej na pewno warto było odhaczyć ten mecz i stadion i myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócę. Póki co, pamiątkowy szalik z tego wydarzenia już znalazł swoje miejsce.

 

A to jeszcze nie koniec…

Londyn posiada niejedno oblicze. Poza tym filmowym, sportowym i oficjalnym – turystycznym, potrafi zaskakiwać na wielu innych płaszczyznach. Na wstępie warto zaznaczyć, że praktycznie wszędzie jak nie piechotą, to poruszaliśmy się metrem, które jest genialnym transportem (mimo, że nie najtańszym). Pozwala się dostać niemal wszędzie, a siatka połączeń i stacje są na prawdę rozbudowane i przemyślane.

Jednym z ciekawszych miejsc, do którego dotarliśmy, było Camden Street – dzielnica tworząca jeden wielki bazar z charakterystycznymi budynkami. Zewnętrzne ściany są przyozdobione wypukłymi reklamami sklepów, które kurat znajdują się pod danym adresem.
 

Stamtąd ruszyliśmy na „Małą Wenecję” – niewielkie kanały rzeczne, przy których przycumowane są dziesiątki barek służących za knajpy i sklepy (na jednej spotkaliśmy nawet szczęśliwego psa żeglarza).

Bardzo przyjemny był też spacer po Hydeparku, gdzie bardzo szybko złapaliśmy kontakt z tamtejszymi mieszkańcami. Wiewióry nie mają żadnych oporów by wyłudzić orzecha i podejść tak blisko, jak tylko zajdzie potrzeba. 😉

Dość chyba niepodziewanie kapitalną atrakcją okazała się wizyta w M&M’s World – sklepie vel. salonie, gdzie jest wszystko, ale to dosłownie wszystko, co można sobie wyobrazić związanego z czekoladowymi groszkami.

Ale największą frajdę sprawiały i tak zdjęcia z poustawianymi tam figurami i plakatami. 😛

Na przeciwko świata z czekolady znajduję się też olbrzymi salon Lego, do którego jednak nie udało się wejść z racji olbrzymich kolejek (kogoś to jeszcze dziwi?) :((((((

W trakcie dalszego buszowania po mieście udało mi się namówić budkę telefoniczną do wspólnego zdjęcia, przybić piątkę z koniem, a i nawet dostrzec polski akcent.
 

W kwestii żywieniowej nie ma zbytnio co się rozpisywać. W skrócie: szału nie ma i jest dość drogo. Niemniej oczywiście do każdej herbaty obowiązkowo jest proponowane mleko.

Ale najważniejsze, że w końcu udało się też zakotwiczyć w typowym, angielskim barze, gdzie na półce również znalazł się polski akcent.

Bez zbędnego przedłużania już – z grubsza to by było tyle. Na pewno nie udało się odhaczyć wszystkiego, co warto zobaczyć. Nie tknęliśmy muzeów, czy licznych stadionów. Można by się też trochę szarpnąć i popatrzeć na te figury woskowe, czy wskoczyć w świat Harrego… no ale jest co rozważać w razie kolejnego podejścia. 😉

PS. Dzięki

Liczba komentarzy dla wpisu “MovieMan podbija Londyn”: 2

  1. coś innego ale ponownie fajnie się czytało jak i oglądało 🙂 jak zwykle zresztą 😉
    przerażają mnie tylko te tłumy i kolejki… także podziwiam was za cierpliwość 😀 i pomimo typowo brytyjskiej pogody widać, że wycieczka się udała 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.